Kierownicza warstwa ludności w Polsce winna być możliwie najskuteczniej unieszkodliwiona. Pozostała ludność niższych warstw nie dozna żadnych specjalnych szkód, lecz zostanie w jakiejś formie zdławiona.
[...] Zadecydowano, że kierowniczą warstwę społeczeństwa, która w żadnym wypadku nie może pozostać w Polsce, wyśle się do niemieckich obozów koncentracyjnych, podczas gdy dla niższych warstw, na tyłowym obszarze grup operacyjnych nad granicą, założone zostaną prowizoryczne obozy koncentracyjne, z których można je będzie w razie potrzeby natychmiast odstawić do pozostałego obszaru Polski.
Berlin, 7 września
Prawdziwa historia Polaków. Ilustrowane wypisy źródłowe 1939–1945, t. 1: 1939–1942, opr. Dariusz Baliszewski, Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 1999.
Dotyczy: problemu żydowskiego na okupowanych terytoriach. [...] Pierwszym założeniem prowadzącym do ostatecznego celu jest koncentracja Żydów z prowincji w większych miastach. Należy przeprowadzić ją we wzmożonym tempie. [...] Trzeba przyjąć za zasadę, że gminy żydowskie liczące poniżej 500 głów należy rozwiązać i skierować do najbliższego miasta będącego punktem koncentracji. [...]
W każdej gminie żydowskiej należy ustanowić żydowską Radę Starszych, którą w miarę możności należy utworzyć z pozostałych na miejscu osobistości i rabinów. Rada Starszych winna obejmować do 24 Żydów (mężczyzn), zależnie od wielkości gminy żydowskiej. Radę należy obarczyć pełną odpowiedzialnością w całym tego słowa znaczeniu za dokładne i terminowe wykonanie wszelkich wydanych lub wydawanych poleceń.
W razie sabotowania tych poleceń należy zagrozić Radom Starszych najostrzejszymi sankcjami.
Berlin, 21 września
Okupacja i ruch oporu w dzienniku Hansa Franka 1939–1945, t. 1: 1939–1942, oprac. Lucjan Dobroszycki et al., Warszawa 1970.
W marcu 1942 mój ojciec odmówił przyjęcia trzeciej grupy narodowościowej.
29 maja około 20.00 przyszedł do nas gestapowiec, miał ze sobą dwie tabliczki z jakimiś numerami, jedną zawiesił na płocie, drugą na wozie stojącym na podwórzu. Wszedł do domu, przywitał się z tatą i powiedział: „Od tej chwili jesteście wywłaszczeni. Nie macie już nic. Proszę się przygotować, zabiorę was ze sobą. Każda osoba może wziąć 12 kilo”. Nikt tego nie ważył. Moja mama każdemu z nas włożyła do worka trochę chleba, słoniny, mydła, proszku, jakąś odzież. Wzięliśmy też pierzyny. Ten gestapowiec nie był zły. Jak przyszedł po raz drugi, około 23.00, już byliśmy spakowani. A on się zdziwił: „To wy tu jeszcze jesteście? No to muszę z wami jechać”.
Bo dużo z tych ludzi, co mieli być wywiezieni, pouciekało.
Załadowali nas do pociągu i wywieźli całą rodzinę — rodziców wraz z sześciorgiem dzieci — do obozu w Potulicach. Kiedy weszliśmy do obozowego baraku, gdzie wydzielono nam kawałek podłogi zasłanej słomą, mama zawołała: „Boże, jak my tu wytrzymamy do jutra!”. Byliśmy tam uwięzieni prawie trzy lata.
Stara Kiszewa, 29 maja
Relacja Józefa Gołuńskiego w zbiorach Archiwum Ośrodka KARTA, [cyt. za:] Katarzyna Madoń-Mitzner, Zbigniew Gluza, Wokół Wilczych Błot, „Karta” nr 36, 2002.